Słodki początek…

Antonina N. nie przyszła na świat niespodziewanie.
Co więcej kazała na siebie czekać, i to czekać długo!
Całe 15 miesięcy! (wiem że niektórzy czekają znacznie dłużej, nie zmienia to jednak faktu, że dla mnie długo!-ja jestem niecierpliwa…:))
Wszystko się zmieniło gdy na 176 teście ciążowym, który w tym okresie wykonałam (nie no, żartuje, nie liczyłam dokładnie, ale było tego trochę…:-P) wyszły dwie kreski…!
Nie trzeba było przekręcać testu pod światłem, doszukiwać się cieni, i lupa tez się nie przydała!
Najprawdziwsze mocne dwie kreski!
Radość nie do opisania! Ogromna! Przeogromna! Jestem w ciąży!
I za chwilę myśl-nie to pewnie niemożliwe…
Więc jeszcze jeden test, i jeszcze jeden i tak z parę razy jeszcze…:)
No nie ma złudzeń (na szczęście), jestem w ciąży!
I co teraz…?Tysiące myśli…muszę zadzwonić do M-tak do M-jemu obiecałam, że dowie się pierwszy.
Miało być fajnie, romantycznie, jakieś butki zapakowane czy coś…
Nic z tego, nie wytrzymam do wieczora! Chwytam za telefon. M jedzie na rowerze do pracy. Mówię mu. M spada z roweru:)
Jego pierwsze słowa: „Wiedziałem!”
Skąd wiedział, skoro ja nawet nie przypuszczałam? Nie wiem! Wróżka jakaś czy co?:) Nie ważne…Szczęśliwi jesteśmy oboje!
Ja jednak do końca jakoś nie wierzę…i ta myśl będzie mi towarzyszyć jeszcze długo:)
Następne miesiące trudne, ciągły lęk czy wszystko dobrze, każde usg na bezdechu, z wypiekami na twarzy. Ciągłe zapewnienia lekarza że wszystko ok nie pomagają, boję się i już! Tak niestety mam…
Dobrze że jest koło mnie mój M, On odsuwa wszystkie złe myśli, zapewnia ze wszystko dobrze, pociesza, przytula, dodaje otuchy i tak bez końca…(i nigdy mu tego okresu nie zapomnę!)
Oczywiście ten czas to nie tylko samo moje smęcenie:) są tez miłe chwile-kupowanie ubranek, tworzenie kącika, wybieranie imienia…
No właśnie! Antonino miałaś być Hanią i to prawie do końca! A potem to głównie Twojemu Tacie się odwidziało, więc ewentualne pretensje, to do niego proszę:), choć w sumie do mnie też będziesz mogła mieć-że matka taka uległa, że się zgodziła…hehe
Z perspektywy czasu, zgodzę się jednak, że bardzo to imię do Ciebie pasuje! I tak słodko się zdrabnia!
Wracając jednak do sprawy najważniejszej… Pojawia się Ona:)
Antosia przychodzi na świat też nie niespodziewanie, to ja wybieram jej datę, ponieważ rodzi się przez cesarskie cięcie(ze względu na moją wadę wzroku).
Do wyboru 18 albo 14 luty…
I choć z natury jestem przekorna, wybieram 14 – wiadomo:)
No niech ktoś mi powie, że choć komercyjna, to nie ładna to data!?
Gdy leży koło mnie, gdy ją widzę, teraz już wierzę! Jest nasza! Jest zdrowa (dostaje 10pkt)! Jest śliczna! Mamy córeczkę!
I tak się to wszystko zaczęło…
Ten malutki człowiek, okruszek, Tycipieńka kochana, zmieniła całe nasze życie, potrząsnęła nim, wywróciła do góry nogami! A teraz od 10 miesięcy układamy je sobie na nowo, we trójkę (plus koty), i tak nam upływają kolejne dni, tygodnie, miesiące…:)
I o tym codziennym naszym życiu będzie w następnych wpisach…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Początek. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Słodki początek…

  1. Ilona pisze:

    Super początek ;)czekam na więcej :*

Skomentuj Ilona Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *