Wiewiórka, którą kupiła Tyci Bunia na kwiatowym targu, dokonała żywota niemal od razu po powrocie do domu.
Otulona w kocyk niby noworodek, wyślizgnęła się Tyci z rączek i spadła, UWAGA z 20cm na mięciutki dywan i rozprysnęła się na milion kawałków (serio na tyle, że trudno było rozpoznać co to takiego było )
Rozpacz była wielka! Bo Tycia do rzeczy, zwłaszcza przez siebie wybranych, przywiązuje się natychmiast! (po Mamie ma to)
Na szczęście z odsieczą przyszedł Buń, który uzbierał (chyba jest głównym odbiorcą owych zabawek i niemal kolekcjonerem ) odpowiednia ilość punktów – naklejek i można je było wymienić na WIEWIÓRA
Wiewiór słodki i co najważniejsze „NIETŁUKĄCY”
Tata odetchnął, bo podczas histerii Tytki obiecał Jej że skorupy poskleja i na nowo będzie wiewiórka (choć nie wie Mama jak chciał tego dokonać, biorąc pod uwagę co z niej zostało).
Przykro mi Tatko, ale jak wiesz Twoja córka ma pamięć jak Twoja żona, czyli absolutną
Już dziś przed wyjściem do przedszkola, układając do snu wiewióra, obiecała mu pod wieczór („jak Tatko wróci z pjacy i kupi klej”) dostarczyć wiewiórkę
Poczytaj lepiej o rekonstrukcji w sztuce, bo o renowacji tu mowy być nie może
Hahaha uśmiałam się, świetny wpis :)))
Tacie było mniej do śmiechu, ale o tym dziś