Zaliczyłam Greya

I to na śniadanie (no jakoś tak wyszło, że tak wcześnie 😛 )

Nie było to jednak ekscytujące przeżycie, które pamięta się dłużej…
Znałam recenzje wcześniej, ale sama chciałam się przekonać czy rzeczywiście nie ma w filmie niczego fajnego.
Wiedziałam czego się spodziewać bo przeczytałam książki, jednak nastawiłam się pozytywnie.
Nie było błyskotliwych dialogów, trzymającej w napięciu fabuły, nie tak wyglądał Grey z moich myśli…
Było nudno, a w powietrzu nie czułam „napięcia” i chemii której się spodziewałam.
Ale…nie stanę tylko po tej negatywnej stronie.
Była wyjątkowo dobrze dobrana muzyka. Z pewnością nie raz do niej wrócę.
Byli „ładni” ludzie, był luksus, piękne wnętrza i piękne widoki, ot taka uwspółcześniona wersja Kopciuszka, a my przecież lubimy love story…
A same  sceny erotyczne, które chyba miały stanowić sedno filmu, były subtelne, ładne i nie przesadzone. Jeśli ktoś spodziewał się pornografii, no to raczej musiał poczuć się rozczarowany 😛

Tak gdzieś po środku stoję w swojej opinii.

A Tobie Karolka dziękuje za miłe przed i popołudnie 🙂
Dużo więcej pamiętam z naszych plotek „o niczym” niż z filmu 🙂
Niech to będzie recenzją… (i nie naszą wyjątkowość mam na myśli, żeby nie było że takie znowu”pyszne” jesteśmy 😛 )

Ten wpis został opublikowany w kategorii Mama Tyci w akcji... i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *